Ech, Nigellissima. Po dość długiej przerwie
natrafiłam w telewizji na program Nigelli Lawson. Cóż… Znów utwierdziłam się w
przekonaniu, że uwielbiam tę kobietę. Za to co gotuje też, lecz najbardziej za
sposób w jaki to robi. Zostało to cudownie ukazane w ujęciach kamer. Gdy
robiła lody kawowe, część masy wylała się z kubeczka. Było to dla niej, a przez
to dla mnie, tak naturalne, tak domowe, cudne. A na koniec jedzenie. Uwielbiam
oglądać Nigellę i patrzeć, jak je. Już samo to sprawia, że chce się skosztować
przygotowanych przez nią potraw. Lody kawowe wyglądały wspaniale. Zrobiłam je
następnego dnia. Moje były prawie wspaniałe. Winna jestem ja i to, że nie
zaufałam instynktowi kuchennemu, heheh. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co
jeść. Małżonek pomagał mi przy pracy. Pilnował śmietany podczas ubijania. Wolał
to, niż ganianie za dzieciakami przed kąpielą. Śmietana ubiła się, a nawet
przebiła. Tzn. była na granicy między jeszcze dobrą, a już do wywalenia.
Dodałam też za dużo kawy. Sypnęłam zwykłą rozpuszczalną, ale pół porcji więcej,
żeby dorównała siłą mocy espresso. Było jej jednak za dużo. Trochę szczypała w
podniebienie. Poza tym lody były udane. Następnym razem będą idealne. Przyznam
się, że więcej przepisów Nigelli oglądnęłam, niż przygotowałam, ale co się odwlecze..
i tak dalej.
Kilka poprawek
- robione kolejny raz lody były idealne, jak zapowiedziałam;
-tym razem pilnowałam proporcji kawy i czasu ubijania, masa była cudownie kremowa;
-po godzinie mrożenia przemieszałam lody, choć nie było to konieczne, powstało dosłownie kilka kryształków lodu;
-mimo, że lody mroziłam w minus 18. stopniach, bez problemu nabierałam je łyżką tuż po wyjęciu z zamrażarki;
-lody są bardzo treściwe i sycące jedna gałka jest w stanie zaspokoić przeciętnego łasucha; dla tych ponadprzeciętnych polecam podwójną porcję;
KAWOWE
LODY PO WŁOSKU
Składniki:
1
puszka mleka skondensowanego słodzonego
300ml
śmietanki 30%
2 łyżki
rozpuszczalnej kawy espresso
50ml
likieru espresso
Wszystkie
składniki ubić na dość gęstą masę. Zamrozić.