Udało mi się odzyskać stare pliki, więc
jest okazja, aby przytoczyć pewną starą historię. Przytrafiła się nam magiczna
przygoda z puzzlami. Układałam razem z dziewczynkami (wtedy jeszcze dwiema)
Puchatkowy obrazek. Gdy Lala wkroczyła do akcji, przez naszą układankę
przeleciał huragan. Wszystkie puzzle fruwały po pokoju. Natka, zrezygnowana,
udała się na herbatkę z lalkami. Ja walczyłam nadal z Lalą i z układanką, żeby
sprawdzić, czy udało się odnaleźć wszystkie elementy. Niestety. Brakowało
jednego puzzla, fragmentu drzewa. Przeszukałyśmy cały pokój. Nie było po nim
śladu. Trudno, tak bywa. Pogodziłyśmy się ze stratą. Następnego dnia znów
chciałyśmy zmierzyć się z felernymi puzzlami. I znów nadeszła Lala. Jej
sprytne, małe rączki w ekspresowym tempie dokonały demolki prawie ułożonego
obrazka. Natka znów zwątpiła, a ja dzielnie układałam, aby sprawdzić, ilu
kawałków brakuje. Znów brakowało jednego puzzla, fragmentu trawy. Poszukiwania
zguby nie dały efektów. No nic, tak to jest podczas zabawy z dziećmi. Kolejne
starcie z puzzlami odbyło się nazajutrz. Chyba domyślacie się, co było dalej? Scenariusz
ten sam. Układałyśmy z Natką, Lala zrobiła zamieszanie, samotnie kończyłam
układanie. Gdy włożyłam ostatni element, okazało się.... że obrazek jest
kompletny. Zagubiony puzzel odnalazł się bez szukania. Czy ktoś z Was zauważył
pewne „czary-mary”? Za każdym razem brakowało innego fragmentu.
Barbie na solarium..
=)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz