Staruszek kupił sobie spodnie. Wymarzone
bojówki. Chodził w nich non stop, z krótkimi przerwami na pranie. Niestety,
spodnie nie wytrzymały tak intensywnego trybu życia i, po prostu, pękły na
tyłku. Ukochane spodnie, więc poprosiłam mamę, żeby fachowo je reanimowała przy
pomocy maszyny do szycia. Kilka dni później słyszę, że spodnie znów trzeba
naprawić. Tym razem stwierdziłam, że nie ma sensu walczyć, spodnie będą ‘po
domu’, więc zszyłam je szybko ‘na okrętkę’. Wierzcie mi, naprawdę się nie
starałam. Niestety. Ukochane spodnie owszem, były noszone w domu, ale lubiły
także pojechać do sklepu, czy na mniej oficjalne spotkania. Byłam w szoku, że
tak długo wytrzymały przy tym byle jakim zszyciu. Ale i tak pękły. „Wyrzuć je
wreszcie”- mówię do starego. „Nie, bo to moje ulubione spodnie”. Tak więc
usiadłam, wyciągnęłam kuferek z przyborami i znów zabrałam się za szycie. Oj,
nie ma nawleczonej czarnej, ani brązowej nitki. Jest tylko różowa. I dobrze.
Może to go odstraszy od tych spodni. Niech ma!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz